W mieszkaniu Marlena powitała mnie szerokim uśmiechem, zaczęliśmy rozmawiać, zapytałem czy się stresuje. Stwierdziła, że jest SPOKO i LUZ, ale teraz wiem, że jeszcze nie raz tego dnia się wzruszy. Dziwnie na mnie spoglądała kiedy wieszałem obrączki na drzewku bonsai (ale nic nie mówi bo mi ufa). Na przygotowaniach nikt się mną nie przejmował, było tak jak lubię (pozowania na reportażu powinno się zabronić!). Zaproponowałem abyśmy pojechali do kościoła wcześniej, znałem tam jedno magiczne miejsce… Zachwycające krużganki w kościele Dominikanów na warszawskim Służewie tworzą tło naszej mini sesji ślubnej (naprawdę mini – mieliśmy na nią niecałe 10 minut!).
Nie jestem wielkim fanem spokojnych obiadów (dobre zdjęcie za stołem to sztuka!), więc kiedy w kuluarach dowiedziałem się, że dzień później będzie garden party… Po kilku słowach z Marleną i Konradem, nazajutrz wylądowałem 130 km dalej, w urokliwej Iłży.
Wracając z obiadu pojawiła mi się w głowie myśl. A może zrobię coś więcej? Pomysł przerodził się w realizację. Zrzucanie zdjęć, backup, selekcja, obróbka, próbne wydruki, finalny druk, ręczne przycinanie, zarwana noc, ale udało się! Dzień później Marlena, Konrad i ich wspaniali goście oglądali to co przygotowałem. Byli pod wrażeniem, wzruszeni i zaskoczeni. Takich rzeczy nie da się zaplanować, takie rzeczy się dzieją.
Fajnie jest poznawać nowych, ciekawych ludzi. Jeszcze fajniej, kiedy takie osoby obdarzą zaufaniem i zaproszą do uwiecznienia jednych z najważniejszych dni w ich życiu. Obejrzycie ich historię.
Planujecie swój ślub?
Jestecie w trakcie przygotowań i szukacie fotografa? Zapraszam do kontaktu 🙂